Dorastanie z cukrzycą

Mało, że wchodzenie w dorosłe życie jest trudne, to cukrzyca nie ułatwia nam tego, a wręcz przeciwnie, wszystko wydaje się trudniejsze, dopadają nas różne problemy - nie tylko zdrowotne, ale i psychiczne. Ja mam tą huśtawę już za sobą, ale dobrze wiem jak jest czasem ciężko. Ze swoją cukrzycą czuję się trochę szczęściarą, bo zachorowałam gdy miałam 4 lata, więc tak naprawdę nie znam życia bez badań, insuliny etc. a niektórzy mają tą nieprzyjemność zachorować w wieku, w którym są tego świadomi i na pewno bardzo by chcieli wrócić do życia z przed choroby (pomyślcie o tym czasem jeżeli ktoś z Was ma tak jak ja, że nie pamięta). Najgorszą sytuacją jest chyba zachorowanie w wieku dojrzewania gdy wszystko jest i tak wystarczająco pomieszane. Ja sama miałam wiele przypałów związanych z cukrzycą - teraz zwracam się do Was młodsi diabetycy, nie piszę tego wszystkiego po to by powiedzieć, że olewanie choroby, wysokie wyniki i inne szkodliwe dla zdrowia rzeczy są fajne czy dobre by się wyżyć, i że człowiek jest usprawiedliwiony wiekiem i złością. W pewnym stopniu jest, ale to nie powód by niszczyć siebie, czasem trzeba wziąć się w garść i stanąć na nogi. Jak przeczytacie poniżej można się doprowadzić do złego stanu, ale nie polecam, do niczego to nie prowadzi.Czasem nawet dziś jestem zła na swoją chorobę, ale wtedy myślę, że nie warto i chcę walczyć dla siebie i dla innych osób, dla których jestem ważna.

Nie byłam bardzo buntowniczą nastolatką - powiedzmy od strony szkolno-towarzyskiej. Buntowałam się w cukrzycy. Tak jak nie szło mi za dobrze w wynikach w szkole, tak nie szło mi też w wynikach w chorobie. Hemoglobina pozostawiała wiele do życzenia,często zdarzało się, że wynik 300 był na porządku dziennym. Nie miałam za dużo koleżanek, raczej uważano mnie za osobę dziwną, czułam się odrzucona przez otoczenie Nie pomagał fakt, że miałam poważne problemy ze skórą, głównie dłoni (do tego stopnia, że musiałam chodzić w bawełnianych rękawiczkach do szkoły, gdzie słyszałam określenie "trędowata"). Miałam pecha z tarczycą, bo niestety trafiło mi się Hashimoto w genetycznym spadku,a mimo że nie jest to wymagająca choroba (bierzesz codziennie tabletkę i tyle) to jednak potrafi nabuzować człowieka. Także niezbyt fortunny miks :P

Nie dość, że doprowadziłam swój stan cukrzycowy do niezbyt dobrego, to jeszcze zaliczyłam kilka przykrych sytuacji. Jedna z nich to było wspomniane w innym wpisie (słodkie błędy vol.3) zaniedbanie miejsca wkłucia w stopniu ekstremalnym. Moje udo stało się w jednym miejscu wielką gulą. Żeby było mało to z ropą, a wcześniej i krwią. Nie było to ani piękne, ani przyjemne, ani żadne. Nie warto przetrzymywać wkłucia nawet jeżeli nam się wydaje, że jest okej, nawet jak nam się nie chce, nawet jak cały świat mamy gdzieś i tak to wyrażamy. Miałam zagrożenie chirurgicznego usunięcia tego obrzydliwego elementu mojej nogi i tak się przestraszyłam,że bardzo bardzo się starałam to wyleczyć. I udało się:) Mam nauczkę :P (przy okazji moje ostatnie "odparzenie" po wkłuciu, prawdopodobnie z powodu upału pięknie i szybko się zagoiło)).

Jakby było mało atrakcji doszła jeszcze grubsza sprawa...a mianowicie udało mi się zakwasić i to niezbyt fajnie. To był czas, w którym miałam poważnego doła, co prawda nie z powodu cukrzycy, ale wiadomo, że to mi nie pomogło. Było mi wszystko jedno i nawet stwierdziłam, że "dobra, zakwasiłam się, niech mnie wiozą do szpitala, zapadnę w śpiączkę i umrę sobie." Oczywiście tak się nie stało.Właściwie w ogóle nie trafiłam do szpitala, tylko wyprowadzili mnie z tego rodzice w domu. To naprawdę sobie zapamiętałam dobrze.

Wtedy wszystko było jak w jakimś narkotycznym śnie, naprawdę czułam się tragicznie, miałam wrażenie, że zaraz włożą mnie do trumny. Okropny ból brzucha, wymioty, nie mogłam wypić nawet łyżeczki wody, bo zaraz zwracałam, a jak nie miałam już czym to plułam żółcią. Ból głowy i otępienie, leżałam w łóżku i gdy tylko mi się poprawiło wcinałam cytryny i piłam wodę. Mega głodówka. Wyglądałam jak trup, blada, trochę żółta i do tego ciemne wory pod oczami. Ale jakoś to przetrwałam i myślałam po tym tylko, że już nigdy więcej tak nie chce. Z dołka też się jakoś wyczołgałam.

Nie jestem jakimś bohaterem, dlatego że przeżyłam takie sytuacje, ale wiem jak bardzo są one groźne i nieprzyjemne, więc uważajcie na siebie (oczywiście w każdym wieku, nie tylko nastoletnim).

Mam nadzieję, ze nikt z Was nie przechodził ani nie przejdzie takich przypałów, chyba że chce mieć naprawdę dobrą nauczkę. Nie jestem z tego dumna co wyprawiałam kiedyś, mogę tylko powiedzieć, że wręcz przeciwnie - puszę się gdy coś osiągnę dobrego w cukrzycy i z cukrzycą ;) Wam też polecam :D 

Weronika BlueSugarCube


Komentarze

  1. Oj tak, zachorowanie w młodym wieku ma swoje 'plusy' o ile możemy to tak nazwać. Ja zachorowałam mając 7 lat i już jakiś czas temu stwierdziłam, że lepiej tak niż jakbym miała lat 17. Świat by się zawalił. A tak swobodnie przeszłam przez zastrzyki, badanie cukru, zakazy, ograniczenia (chociaż tych dwóch było w moim życiu bardzo mało). Bardzo dużo zawdzięczam mamie, bez jej pomocy nie byłoby tak łatwo :) W tym miejscu mogę się pochwalić, że przez 18 lat choroby nie mam powikłań, nigdy nie miałam kwasicy-i oby tak dalej!Wiadomo, nie zawsze było kolorowo, ale cieszę się, że teraz jest tak jak jest.
    Z tym wkłuciem to jestem w szoku, że aż tak Ci się porobiło... Ja w ogóle jakoś nie mogę się przekonać do zakładania wkłucia czy to na udzie czy na przedramieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś się przez to przebrnęło ;)
      Ja z ekstremalnych zaliczyłam tylko te dwie rzeczy, ale tak jak Ty nie mam powikłań, a też choruję 18lat (w tym roku 19;))
      nie daje się;D A dlaczego nie jesteś przekonana do wkłuć w tych miejscach?

      Usuń
    2. Na udzie się boję, że mi przez przypadek w nocy mężowy wyrwie, w sumie na ramieniu to samo. Cały rok śpię w letnich pidżamach (krótkie spodenki i góra na ramiączkach), więc zagrożenie jest :D Może zimą spróbuję na udzie.

      Usuń
    3. Nigdy nie miałam z tym problemu,a bardzo się wiercę w nocy i spię w różnych pidżamach. Nie zdarzyło mi się też by mi ktoś wyrwał na jakimś nocowaniu czy wyjezdzie. Naprawdę nie ma się czego obawiać;)

      Usuń
  2. Witam mój synek ma teraz 4 lata a zachorował rok temu. Cieszę sie, że też nie bedzie pamietał normalnego zycia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś czym przynajmniej można się pocieszyć - ja np. nie pamiętam za dużo, a zachorowałam jak miałam 4 lata, właściwie większość wiem z opowieści mamy, która strasznie to przeżywała.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty